komiksy: 1935 komiksy polskie: 187 seriale animowane: 112 biografie: 59

Spider-Man 2099 #44

Spider-Man 2099 #44Numer: Spider-Man 2099 #44
Tytuł: The Last Dance
Wydawnictwo: Marvel Comics 1996
Data wydania: Czerwiec 1996
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Ron Lim
Tusz: Harry Candelario, Ralph Cabrera
Kolory: Megan McDowell
Litery: Ul Higgins
Okładka: Ron Lim
Redaktor: Bob Harras
Cena: $1.95
Przedruk PL: Brak

Streszczenie

Roman – władca „Nowej Atlantydy” i Spider-Man, cudem uchodzą z życiem unikając w ostatniej chwili stratowania przez morskiego potwora. Silny prąd wody rozdziela przeciwników dając Miguelowi potrzebny czas na uzupełnienie wyczerpujących się zapasów tlenu w płucach. Nagle, O’Hara dostrzega unoszący się swobodnie na powierzchni wody zdobiony róg, którym przywódca podwodnego królestwa kontroluje przywołaną bestię. Posługując się siecią uprzedza jednego z podwładnych Romana i wchodzi w posiadanie strategicznego instrumentu.

W kościele św. Patryka, Gabriel i Jennifer docierają na poddasze będące ostatnim azylem przed wciąż wzrastającym poziomem wody. Sytuacja rysuje się dramatycznie.

Spider-Man zauważając ryzyko naruszenia konstrukcji podtrzymujących górną część miasta, przez monstrualny wybryk natury, nabiera powietrza i korzystając z rogu stara się wyperswadować potworowi unicestwienie Nowego Yorku. Ku własnemu zdumieniu spostrzega, że spontanicznie zagrana melodia przynosi pożądany efekt. Równolegle przylatuje na odsiecz ciężka kawaleria pod postacią uzbrojonej policji rządowej, ostrzeliwując oddziały rybo-ludzi. Roman wobec porażki swojej ofensywy, postanawia wyładować swój gniew na super-bohaterze i odzyskać drogocenny instrument. Mając zajętą rękę, Miguel używa swoich wypełnionych jadem kłów, by tymczasowo sparaliżować wroga. Otumaniony, a następnie obezwładniony król „Nowej Atlantydy” staje się jeńcem. Tymczasem morska bestia odchodzi w stronę oceanu powodując stopniowe obniżanie się poziomu wody, aż do zupełnego osuszenia slumsów.

Zmartwiona losem syna Conchata odbiera raport z katastrofy, jaka dotknęła podmiejskie zabudowania. Do hallu przed biurem szefa Alchemaxu przyjeżdża Tyler na swoim wózku inwalidzkim. Podczas rozmowy ze swoją byłą kochanką w przypływie olśnienia rozpoznaje w niej napastnika, który dokonał zamachu na jego życie. Nie będąc nawet zbytnio zaskoczony swoim odkryciem, Stone zwierza się kobiecie, iż Mig dowiedział się o swoich prawdziwych korzeniach.

Xina podróżując z pasażerem na gapę, poznaje prawdziwe imię Net Propheta. Na jednym z ostrych zakrętów John Tensen ratuje obojgu życie ujawniając swoje nadnaturalne zdolności.

W podmiejskim kościele, cudownie ocalałym z istnego potopu, Gabe żegna się z Jennifer pozostawiając jej w depozycie skrzynię z kostiumem Goblina.

O’Hara, schwytawszy w niewolę Romana, jako lider Alchemaxu przekazuje mu ultimatum dotyczące losu podwodnego królestwa. Następnie udaje się do swojego gabinetu wysłuchując mimowolnie na odchodnym licznych porównań do pozbawionego skrupułów ojca, skierowanych pod swoim adresem ze strony króla „Nowej Atlantydy”. Po przybyciu na miejsce widzi, jak Conchata mierzy do Tylera z pistoletu. Wspominając przykre słowa Romana postanawia nie iść w ślady Stone’a. Prosi matkę o przekazanie do laboratorium polecenia o natychmiastowym uwolnieniu więźnia i jego eskortę do oceanu. Niestety Miguel spóźnia się ze swoją decyzją, gdyż w międzyczasie władca oceanu wydostaje się z komory. Schwytany w krzyżowy ogień w pobliżu miejsca przechowywania Venoma jednoczy się z symbiotem, po czym ucieka w stronę brzegu odgrażając się korporacji. Conchata wykorzystuje zamieszanie, by pociągnąć za spust i pozbyć się Tylera. O’Hara powstrzymuje ją, jednak po chwili oddaje kilka precyzyjnych strzałów w stronę ojca, orientując się wcześniej, że w rzeczywistości ma do czynienia ze zmyślnym hologramem. Gdy opadają emocje, Mig zabiera matkę na obiad

Recenzja

Widząc okładkę tego numeru przypomniałem sobie przykry obowiązek recenzowania poprzedniej części opowieści o ofensywie Romana na Nowy York. Postawiłem sobie jednak za punkt honoru odnalezienie czegokolwiek, co przekona mnie samego, że bieżący numer zasługuje na coś więcej niż symbolicznego pajączka. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż rzeczywiście komiks zapracował sobie na zupełnie inną notę. Znalazłem nawet szczegółową i obfitą argumentację spisaną w krótkie akapity.

Parafraza archetypu szczurołapa, który przy pomocy fletu wyprowadza z miasta żarłoczne gryzonie jest wystarczająco przejrzysta i upokarzająca dla autora tego pomysłu.

Przekonanie Romana o tym, że zatopienie slumsów nie pociągnie za sobą żadnej ofiary, bo rzekomo jego słudzy mieliby tego dopilnować jest dość naiwne. Właściwie biorąc pod uwagę skalę kataklizmu ludność zamieszkująca podmiejskie dzielnice powinna zostać zdziesiątkowana przez nacierającą falę powodziową.

Idea naturalnej zdolności kaszalota do podtrzymywania wokół siebie określonego poziomu wody jest absurdalna i niedorzeczna.

Kim u diaska jest John Tensen? Tożsamość Net Propheta powinna moim zdaniem być w jakiś sposób związana ze znaną nam historią uniwersum podstawowego, a tym czasem jego imię mówi mi tyle, co przykładowy reportaż irańskiego serwisu informacyjnego.

Zdziwienie Conchaty podyktowane ujrzeniem wiązki pajęczej sieci jest o tyle nie na miejscu, że nie dalej jak w numerze #42 oznajmiła ze stoickim spokojem swojemu synowi, iż jest świadoma jego alter-osobowości.

Scalenie Romana i Venoma to moim zdaniem zabieg ze wszech miar wymuszony i desperacki, a oczami recenzenta po prostu żałosny. Tym bardziej, że w późniejszych odcinkach władca „Nowej Atlantydy” zostanie zupełnie zapomniany (podobnie zresztą jak wielu innych bohaterów).

Ujawnienie tożsamości Goblina – w tej roli Gabriel O’Hara – właściwie mija się zupełnie z celem. O prawdziwości tych słów przekonają się wszyscy czytelnicy, którzy zdobędą się na lekturę kolejnej odsłony przygód futurystycznego pajęczaka. Wybiegam może nieco zbyt w przyszłość, jednak moim motywem jest chęć pozbawienia złudzeń, co do rangi i sensu tego wydarzenia. Można było z tym poczekać…

Nie widzę powodów, by rozgrzebywać bardziej ten anty-przykład wśród komiksów. Jak wspomniałem na wstępie ocena będzie odmienna niż poprzednio – gorsza, ponieważ nie przyznam więcej niż 0,5 pajączka. Ta połówka przysługuje tylko i wyłącznie za mocny akcent, z jakim Miguel pokazał, że ma klasę i nie odziedziczył po ojcu spuścizny egocentryzmu, obojętności i łajdactwa.

Ocena:

Autor: Doogy

Spider-Man 2099 #44 Spider-Man 2099 #44 Spider-Man 2099 #44


Related Articles

About Author

Majk