komiksy: 1933 komiksy polskie: 187 seriale animowane: 112 biografie: 59

Człowieka-Pająka powrót do domu

Można psioczyć na kolejne remake’i, sequele, prequele i inne produkcje hollywoodzkich wytwórni które mają na celu w łatwy sposób zarobić duże pieniądze wykorzystując popularność marki, ale miejsce Spider-Mana, podobnie jak na przykład Batmana czy Jamesa Bonda, jest na ekranach kin. Oczywiście nie można co kilka lat powielać dokładnie tego samego schematu bo byłoby to kompletnie bezcelowe i na szczęście twórcy Spider-Man: Homecoming zrozumieli, że jeden z najsłynniejszych superherosów potrzebował powiewu świeżości.

Chyba ciężko znaleźć na świecie fana Spider-Mana, który nie wspominałby jego ostatniego filmu z bólem. Wydawało się, że mnogość wątków, karykaturalni wrogowie i ogólna beznadziejność The Amazing Spider-Man 2 pogrzebie szanse Pajączka na rychły powrót do sal kinowych. Za sprawą porozumienia Sony i Disneya stało się jednak zupełnie inaczej – Spider-Man trafił do Filmowego Uniwersum Marvela i właśnie interakcja z innymi superherosami Marvela, brakujące ogniwo poprzednich filmów z serii, pozwala na wprowadzenie naszego bohatera na wyższy poziom. Team-upy Spider-Mana z Daredevilem, Kapitanem Ameryką czy Fantastyczną Czwórką to nieodłączny element komiksowego dziedzictwa Marvela. Dzięki Homecoming, możemy tego posmakować również na wielkim ekranie, nadając filmowi Jona Wattsa zupełnie innej dynamiki niż w poprzednich filmach o Spider-Manie i niejako dokonując dekonstrukcji typowej superbohaterskiej produkcji.

Nie mam zamiaru ściemniać – uwielbiam to co Marvel serwuje nam od 2008 roku, kiedy zainaugurowali własne filmowe uniwersum – ale niewątpliwie w ich filmach można dostrzec pewne schematy i podążanie utartą ścieżką. Tymczasem za sprawą Homecoming scenarzyści i reżyser Jon Watts zdołali je w pewnym sensie zatrzeć. Przede wszystkim odwrócili zasadę „od zera do bohatera” – Peter Parker od początku filmu posiada supermoce i kostium pełen bajerów, pozwalający mu rywalizować z takimi szychami jak Kapitan Ameryka, Falcon czy Ant-Man. Z pomocą swoich nowych zdolności pragnie na stałe dołączyć do drużyny Avengers. I to jest paliwo napędzające działania Petera przez większą część film – chęć zdobycia aprobaty swojego mentora, Tony’ego Starka. Nie do końca przypomina on chłopaka którego świat poznał w latach 60. ubiegłego stulecia. Złote serce i stawianie innych ponad siebie zawsze charakteryzowały Petera Parkera, natomiast u Wattsa nie zawsze kieruje się on właściwymi wartościami. Z drugiej strony, wydaje się to posunięciem w stronę realizmu, bo trudno oczekiwać od 15-letniego chłopaka nie wiadomo jak szlachetnych uczynków.

Druga rzecz odróżniająca ten film od pozostałych produkcji Marvel Studios to skala zagrożenia. Zazwyczaj superherosi muszą ratować świat przed destrukcją ze strony złoczyńców obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami. W Homecoming Peter Parker (Tom Holland) działa na lokalnym terenie Queens, poruszając się blisko ziemi, nie mając zbyt wielu okazji do podniebnych wyczynów w otoczeniu wieżowców Manhattanu, starając się zapobiegać drobnym złodziejaszkom w ich niecnych czynach. W końcu trafia na szajkę dowodzoną przez Adriana Toomesa (Michael Keaton), który nie jest zainteresowany przejęciem władzy nad światem czy jego destrukcją, lecz dokonaniem rabunku stulecia, co pozwoliłoby mu ustawić się do końca życia i zejść z przestępczej ścieżki. Jest to naprawdę ludzki element w tym filmie, i może nie do końca można identyfikować się z Toomesem i jego działaniami, ale jest całkowicie zrozumiałe dlaczego wszedł na niepraworządną drogę, cały czas myśląc o swojej rodzinie i starając się zapewnić jej dostanie życie. Twórcy dodali jeszcze osobisty wątek w relacjach Toomesa i Petera, co niby dodaje filmowi emocji, ale jednak wydaje się tanim chwytem, bez którego też można byłoby osiągnąć interesujący konflikt między antagonistami, unikając przy tym wątpliwego zbiegu okoliczności.

Łopatologicznej genezy bohatera nie ma, ratowania świata również brak, jest za to kilkanaście fajnych scen w szkole z udziałem Petera i kilku innych postaci mocno zmienionych w stosunku do swoich komiksowych pierwowzorów. To jednak nie ma większego znaczenia, bo akurat Ned, Liz czy Flash nie muszą być 100% kalką z komiksów. Chodziło o chemię między dzieciakami i ją akurat widać, zwłaszcza między Nedem i Peterem, dwójką nerdów marzących o złożeniu wielkiej Gwiazdy Śmierci z klocków Lego i wyrwaniu topowej laski. Jeszcze zanim padł pierwszy klaps na planie filmu, jego twórcy zapowiadali klimat filmów Johna Hughesa. I niewątpliwie da się go wyczuć w tych szkolnych dylematach Petera, aczkolwiek jest to tylko zalążek bo przez zdecydowaną większość czasu jest to wciąż głównie kino superbohaterskie, w którym na pierwszym planie pozostaje akcja. Trochę szkoda, bo moim zdaniem można było jednak poświęcić więcej czasu ekranowego Spider-Mana na rzecz Petera Parkera i jego znajomych ze szkoły.

Głównym łącznikiem nowego Spider-Mana z Filmowym Uniwersum Marvela jest Tony Stark/Iron Man, ale oczywiście nie jedynym. W filmie Wattsa znalazło się sporo odniesień do innych produkcji Marvel Studios, a także komiksowych easter eggs (dla mnie kapitalnym żartem jest rola Donalda Glovera). Wracając jednak do Marvela – tak jak i w ich pozostałych filmach – oglądając Homecoming momentami naprawdę można zrywać boki. Połączenie humoru z akcją jak zwykle daje świetny rezultat, a w tym przypadku jak najbardziej pasuje do postaci, która jak wiemy często wykorzystuje żart jako formę mechanizmu obronnego. Jest wesoło, zdecydowanie nie depresyjnie, co mogło irytować w Amazing Spider-Man, ale kiedy trzeba, powaga zostaje zachowana. Pod względem wizualnym również jest jak najbardziej pozytywnie, trudno się do czegokolwiek przyczepić, może poza designem Vulture’a. Niestety wydaje mi się, że twórcom zabrakło wyobraźni na finałową potyczkę Pajączka z Sępem i oprócz kilku interesujących rozwiązań i nawiązań do komiksów, jest ona mocno przeciętna w stosunku do reszty filmu.

Nie porwała mnie również muzyka Michaela Giacchino, kompozytora którego bardzo cenię, ale niestety sentyment to nie wszystko. Brakło mocnego motywu przewodniego i jakiegoś mocniejszego tupnięcia w bataliach Pajączka. Odnowiona wersja klasycznego utworu z kreskówki z lat 60-tych daje radę, ale to jednak za mało. Świetnie w swoich rolach wypadli za to główni bohaterowie Homecoming – Tom Holland i Michael Keaton. Film na pewno skorzystałby gdyby ten drugi otrzymał więcej minut w filmie, natomiast Holland zdaje się być aktorem stworzonym do roli młodocianego Petera Parkera. Czuć w nim dzieciaka o dobrym sercu, który nabiera pewności siebie w kostiumie Spider-Mana. Jego podróż emocjonalna jest w filmie odczuwalna i duża w tym zasługa Hollanda.

Spider-Man wrócił do domu na należne mu miejsce i mam nadzieję że pozostanie tu jak najdłużej. Jest jeszcze mnóstwo historii z kart komiksów które można przedstawić na wielkim ekranie i jeśli mają być realizowane w ten sposób jak Homecoming to jestem zdecydowanie na tak. Według mnie to wciąż nie ta liga co Spider-Man 2, ale reakcje widzów w kinie których byłem świadkiem tylko potwierdzają mnie w opinii, że Marvel przygotował kolejny film rozrywkowy na wysokim poziomie. Oby tak dalej.

Ocena:

Autor: Rządło


Related Articles

About Author

Majk