komiksy: 1934 komiksy polskie: 187 seriale animowane: 112 biografie: 59

Spider-Man #7

Spider-Man #7 (#163)Numer: Spider-Man #7 (#163)
Tytuł: End of the Spider-Verse – Part Seven: Spider-Genesis
Wydawnictwo: Marvel Comics 2023
Data wydania: Czerwiec 2023
Scenariusz: Dan Slott
Rysunki: Mark Bagley
Tusz: John Dell, Andrew Hennessy
Kolory: Edgar Delgado
Litery: VC’s Joe Caramagna
Okładka: Mark Bagley i Edgar Delgado
Asystent redaktora: Lindsey Cohick, Tom Groneman
Redaktor: Nick Lowe
Redaktor naczelny: C.B. Cebulski
Wydawca: Dan Buckley
Cena: $3.99
Przedruk PL: Brak

Streszczenie

Ziemia-616. Oscorp Plaza. Sun Spider i Spider-UK wraz z Peterem Parkerem są świadkami jak Great Web się odradza i regeneruje. Z pojmanych pająków zarażonych Shatrą wychodzą owady, co przywraca im ich ludzką postać. Peter przez cały czas budował emiter z kawałkiem Wielkiej Sieci dla Silk. Jest już prawie gotowy, a miał posłużyć naprawieniu tej sieci. Peter czuje się zawiedziony.

Na ulicach Manhattanu spadają z nieba wszystkie przywrócone do życia i do swoich form (po zarażeniu ukłóciem owadów Shatry) alternatywne wersje Spider-Mana. Tymczasem wycieńczony Morlun ledwo chodząc szuka schronienia w zaułku ulicy.

Ze zdrowiejących Pająków wychodzą owady, które formułują się w jedną olbrzymią Shatrę. Pająki wszystkich rzeczywistości rzucają się na nią do ataku. Madame Web (Julia Carpenter) wie jednak, że pokonać ją może tylko jeden, prawdziwy Peter Parker. Po krótkiej chwili przez pajęczy portal z Wielkiej Sieci przechodzi Peter Parker ze swoim emiterem na ręce, którego nazwał Great Web-Shooter. Celuje w olbrzymią Shatrę. Dochodzi do wielkiego wybuchu i po owadziej przeciwniczce nie ma śladu.

Anya stwierdza, że Shatra jest teraz w innym wymiarze. Między Pająkami pojawia się duch Neitha, pierwszego Spider-Totemu. W ramach podziękowania wręcza Aranie talisman, który przywróci do życia Jessice Drew, po czym znika. Anya nie czeka, tylko przy pomocy sztyletu i talizmanu przywraca Spider-Woman do życia. Jessica materializuje się. To samo czyni z pozostałymi Pająkami. Doktor Peter Parker przemienia się w Spider-Mana, którym był zanim został ugodzony sztyletem i został wymazany z istnienia. Ku zdziwieniu wszystkich sztylet i totem przywróciły do życia również Scarlet Spidera (Kain), a także Spider-Boya. Główny Spider-Man jak i sama Madame Web są zaskoczeni, gdyż nie przypominają sobie tej wersji. Julia wyczuwa, że młody Pająk jest z tej rzeczywistości (Ziemia-616), jednak jego hsitoria pozostaje tajemnicą. Reszta Pająków domaga się przywództwa Silk, tymczasem Spider-Man z tej ziemii, wie, że jest tutejszym Pająkiem z sąsiedztwa i opuszcza pozostałych.

Recenzja

Gdyby komiks można było ocenić tylko za rysunki lub tylko za scenariusz. Komiks jednak to forma w której te dwie rzeczy współgrają. Jedno nie istnieje bez drugiego, a zatem recenzent musi wziąć pod uwagę całość. Przed nami ostatnia część historii autorstwa duetu Dana Slotta i Marka Bagley’a.

Zatem zacznijmy od oceny fabuły. Zastanawiam się jak dobrze zacząć, by nastroić Cię na to co chcę Ci przekazać, gdy czytasz te słowa. Jakiś chwytliwy jednozdaniowy tekst na początek, który zasygnalizuje Ci przekaz reszty recenzji, a także da mgliste pojęcie na jaką ocenę się zanosi. To, że jest źle wiedzieliśmy już dawno, ale że jest aż tak źle i debilnie, tego to chyba nikt się nie spodziewał.

Dan Slott, to nazwisko odbija mi się echem w głowie i kojarzy się tylko z absurdalnymi wątkami, dennymi dialogami i beznadziejnym zakończeniem tego siedmioczęściowego gniotu. Napiszę szczerze, już od pierwszych zapowiedzi pierwszego numeru miałem ogromne obawy. Dan Slott powrócił do pisania komiksów ze Spider-Manem (wcześniej, przez długi czas pisał główną serię – the Amazing Spider-Mana – tak dla przypomnienia napiszę) – to nie może się dobrze skończyć. I miałem rację.

W ostatnim numerze Dan Slott posłużył się jakimś marketingowym chwytem mającym zachęcić nas do sięgnięcia po ten numer, słowami Shatry stwierdzającymi, że Silk skazała wszystkich na zgubę. Tak się jednak nie stało. Wielki rozbłysk sprawił, że wszyscy zaczęli się regenerować i pozbywać owadów ze swoich ciał. Hurtowo pozbyto się problemu. Nie cierpię tego typu rozwiązań w komiksach/filmach. Wielki problem dotyczący dziesiątek istnień naprawiony w mgnieniu oka bez zagłębiania się w indywidualne problemy. Od grupowe uzdrowienie… jakże wygodne dla scenarzysty, a głupie w odbiorze.

Kolejny wątek godny wyśmiania został najprawdopodobniej zaczerpnięty z japońskich filmów z dawnych lat, gdzie przeciwnik w swojej normalnej formie zostaje pokonany, nagle zwiększa rozmiary do wielkości kilkunastopiętrowego budynku i sieje postrach i zniszczenie. Serio? A co najlepsze, pomimo zwiększenia swoich rozmiarów nikomu nie zrobiła krzywdy… słabe to…

Skoro już przy przeciwnikach jesteśmy to nie możemy zapomnieć o Morlunie. I tu uwaga…, to nic, że został rozpruty i eksplodował Spider-Manami… (jakkolwiek głupio to brzmi) przeżył… Morlun żyje i gdzieś się ukrył. Tutaj scenarzysta odsyła nas do Web of Carnage #1. Mocno przesadzone.

Idąc dalej, to wracamy do znienawidzonego przeze mnie wątku. Czyli jedynej słusznej: Ziemii-616 i jedynego, jak się okazuje „prawdziwego” Petera Parkera. Jak już wspomniałem we wcześniejszych recenzjach, takie wywyższanie i tworzenie jedynego, prawdziwego Spider-Mana między wszystkimi uniwersami, czyni z pozostałych wersji nieistotne kopie, a przecież w wieloświecie chodzi o to, że wszyscy są swoimi alternatywnymi wersjami, nikt nie jest ponad pozostałymi… no cóż, nie u Dana Slotta. W każdym razie zjawia się ten prawdziwy Peter Parker i jednym strzałem pokonuje Shatrę. I tyle. Po sprawie, można się rozejść.

Nie, jednak nie. To nie koniec głupot związanych z tą historią. Po tym jak Shatra zniknęła, zjawia się Neith. Duch, który wręcza Aranie totem do wskrzeszania czy też przywracania do istnienia poległych Pająków. A nie mógł pojawić się wcześniej, żeby tą zabawkę chociażby pożyczyć i przechylić szalę na ich stronę zawczasu? Co to w ogóle za istota? Jaki to wszystko ma sens i wydźwięk? Obserwował to zza światów i nagle stwierdził: „O! Poradzili sobie, to teraz mogę się pojawić i dać im magiczne urządzenie, żeby było fajniej”? Czy o to chodziło?

Jak widać, absurdów nie ma końca. Co wątek, co strona to kolejny suchar który ciężko wyjaśnić. Następnym w kolejce jest przemiana kuśtykającego Petera Parkera z Ziemii-616 na tego wymazanego z rzeczywistości, jak do niedawna sądzono wybrańca. I pierwsze co musi zadzwonić do May? Po chol….e?? Przecież ta bitwa dotyczyła Spider-Manów, nie „ciociów Mayów”… Aż takiego cioci-synka z robi Slott z Petera? Szkoda słów…

Dobra idźmy dalej. Wątek numer „ileś tam”: powrót Scarlet Spidera. Niby z jakiej paki Kain powrócił. Przecież on wcale nie umarł. Ostatni raz widzieliśmy go całego pod koniec Spider-Geddon, a tu nagle powrócił? Przecież on wcale nie brał udziału w tej walce… Tak jakby sobie nagle scenarzysta o nim przypomniał i stwierdził wrzućmy go tutaj… i wciśnijmy czytelnikowi, że niby nie żył?

Teraz weźmy na tapet Spider-Boya. Nowe „dziecko” Dana Slotta. Wymysł, który pewnie gdzieś tam zaniknie i będzie zapomniany. Wziął się znikąd. Coś mi mówi, że scenarzysta zaczerpnął inspiracji z historii Sentry’ego, którego życia też nikt nie pamiętał. Zobaczymy jak z tego wybrnie i co wymyśli w przyszłości Slott. Aż strach się bać… osobiście nie zainteresowała mnie ta postać ani trochę.

Ostatni wątek to zakończenie spider-versum. Co teraz z tymi wszystkimi wersjami Spider-Mana? Właściwie nie wiemy. Myslę, że odpowiedzi możemy szukać w mini-serii, która ma się ukazać niedługo po tym numerze.

Ufff, to już chyba wszystko. Możemy teraz swobodnie przejść do szaty graficznej. Tutaj nie będę się rozpisywał. Widać, że Bagley wykonał tytaniczną robotę rysując te hordy różnorakich Spider-Manów. Chylę czoła przed jego talentem. Rysunki to jedyny plus tego zeszytu. Jest na co popatrzeć. Świetnie prezentuje się panel, gdzie do istnienia powraca Spider-Woman. Kwintesencja stylu Bagleya.

Jedynym plusem tej przydługiej historii jest to, że wreszcie dobrnęliśmy do jej końca. Obfitujący w absurdy, skróty fabularne ułatwiające pracę scenarzyście, ale robiące z czytelnika idiotę i cała masa niepotrzebnych wymysłów. Odnoszę wrażenie, że scenariusz był pisany tylko po to, by sprzedać komiks – napchać całe mnóstwo Pająków, dać jakiegoś super-przeciwnika połączonego z totemami i gotowe. Sprzedaż murowana. Wszystko wypadło słabo, w dodatku zniszczono kolejną po Morlunie postać, którą powołał do życia rewelacyjny scenarzysta Straczynski – a piszę tu o owadziej przeciwniczce imieniem Shatra. Jak dla mnie dno i dziesięć metrów mułu. Slott przez siedem numerów namieszał tak mocno, by za pomocą jednego cięcia i jednego strzału wszystko cofnąć czyniąc swoją historię bezwartościową i nie wartą pamiętania. 0,5 pajączka i ta połówka podnosząca ocenę jest jedynie za rysunki.

Ocena:

Autor: Spider-Nik

Spider-Man #7 (#163) Spider-Man #7 (#163) Spider-Man #7 (#163)

Spider-Man #7 (#163) Spider-Man #7 (#163)

Spider-Man #7 (#163) Spider-Man #7 (#163) Spider-Man #7 (#163)


Related Articles

About Author